Przez lata człowiek uczył się, że „zalewajka” to nie jest dobry rodzaj kawy. A bo to fusy wchodzą w zęby, a bo to kawa cały czas się parzy w tych fusach. Ani to dobre, ani zdrowe. Może więc rodzić w głowie zmieszanie, jeśli ktoś nagle nam mówi, że jest to najlepszy sposób oceny kawy. A sądząc po ilości dyskusji na grupach kawowych na ten właśnie temat, okazuje się, że osób szukających wyjaśnienia jest całkiem sporo.
Gdy jednak robiąc tą zwykłą „zalewajkę”, „fusiarę” czy „parzuchę” użyjemy odpowiednich proporcji kawy i wody, zmielimy ziarna odpowiednio, a następnie zalejemy wodą o odpowiedniej temperaturze i zostawimy na określony czas, to mamy tu już ściśle określone warunki, które niczym w naukowym eksperymencie pozwolą nam dokonać oceny w sposób fachowy i obiektywny.
Tyle teorii. Wyjaśniwszy po krótce czym jest cupping i że nasze babcie i dziadkowie nie robią parzuchy tylko od lat dokonują oceny sensorycznej kawy przejdźmy do meritum, jakim jest „tajemniczy cupping”. Manufaktura Kawy już po raz drugi takie wydarzenie zorganizowała, a ja tym razem nie przegapiłem całej akcji i mogę się podzielić wrażeniami.
Całość postanowiłem również opisać na swoim blogu o czym możecie przeczytać o tu.
Cupping by był doświadczeniem jak najbardziej obiektywnym powinien jak najmniej zdradzać na temat kawy, po to by w swojej ocenie niczym się nie sugerować, by nie oceniać z góry i nie doszukiwać się w kawie konkretnych cech wynikających z kraju pochodzenia, regionu, czy samej obróbki. W tym przypadku mamy spełnione wszystkie warunki. Manufaktura przysłała do mnie, jak i innych chętnych do udziału w zabawie, cztery paczuszki opatrzone tylko i wyłącznie numerem.
Celem zabawy było odgadnięcie z jakiego kraju pochodziła każda z kaw oraz jaka była metoda obróbki. Dla tych, którzy z największą precyzją podali informacje dla wszystkich czterech kaw czekały nagrody. Ja sam osobiście nie startowałem dla nagród (i nie piszę tak dlatego, że nie wygrałem), zależało mi przede wszystkim na sprawdzeniu samego siebie.
Cupping przeprowadziliśmy w niewielkim gronie znajomych. Przez chwilę znów poczułem się jakbym organizował degustację w kawiarni jeszcze jakiś czas temu. Pełne skupienie, odważanie ziarenek, mielenie, odpowiednie ustawienie – żeby się nie pomylić. Zalewamy i „czas-start”. Po 4 minutach zaczęliśmy stopniowo zatrzymywać parzenie poprzez przemieszanie kawy w każdej z czarek, kolejne 4 minuty i zaczynamy siorbać. Nagle przy stole zrobiło się poruszenie, chwila zadumy nad każdą z kaw, wymiana zdań, pierwsze propozycje. Później kolejna runda i kolejna. Wraz z upływem czasu i kawy w czarkach, ich smak się zmieniał, kawy ewoluowały, a nasze predykcje zmieniały przy każdym podejściu.
Mimo że żadne z nas nie wytypowało prawidłowo żadnej z 4 kaw, to zabawy przy tym było sporo i choćby dlatego warto było wziąć udział w zabawie. Okazało się po raz kolejny, że kawa łączy ludzi. Okazało się również, że mimo kilkuletniego doświadczenia, nadal potrafimy być zaskoczeni jak niespotykanie może smakować kawa z danego kraju, choć wydawało się nam, że próbowaliśmy już (prawie) wszystkiego.
Czy wezmę udział w kolejnej edycji? Bez wątpienia! Ale najpierw nieco poćwiczę zgadywanie w ciemno!