Najlepsza, najrzadsza, najdroższa, najłagodniejsza w smaku – tak opisują kopi luwak jej producenci i dystrybutorzy na całym świecie. Nic dziwnego, bo skoro w samej Indonezji jej ceny sięgają ok 100 dolarów (czyli ok 355 złotych) za mały kubek tej kawy, to coś musi być na rzeczy.
Tym, którzy jakimś cudem jeszcze nie otarli się o ten śmierdzący temat przypomnę, że kopi luwak, to ziarna kawy częściowo strawione i wydalone przez łaskuny, zwane też cywetami lub luwakami, czyli niewielkie Indonezyjskie ssaki. Zwykle same ich ciała, mają od 40 do 70 cm, a ważą od 2 do 5 kg. Są pokryte grubym, szarawym futrem.
Uważa się, że proces trawienny tych zwierzaków sprawia, że kawa przez nie wydalona, ma wyjątkowo delikatny, wysoko ceniony (dosłownie) smak.
Plantacje kawy, choć zapewniają nam przeróżne wspaniałe ziarna, za którymi dziś szalejemy, mają też swoją niechlubną historię. Jak każde plantacje, w czasach brutalnego kolonializmu, napędzane były tanią siłą roboczą lokalnych mieszkańców, którzy w tamtym czasie musieli przestrzegać surowego zakazu zrywania owoców kawowca dla siebie. Odkryli jednak, że cywety żyjące dziko w lasach otaczających pola kawy, wybierały dojrzałe owoce i zjadały je. Trawiły oczywiście tylko miąższ, a ziarno zostawało w ich odchodach. Dalszą historię pewnie znacie.
Tak więc coś, co kiedyś było sposobem niewolników na przechytrzenie właściciela plantacji, stało się później towarem luksusowym dla zamożnych. Ja też zadaję sobie pytanie.. Gdzieś chyba coś poszło nie tak 😉
Różnica zaszła też w sposobie zdobywania tego luksusu. Dziś, między innymi dzięki stacji BBC, których dziennikarze pod przykrywką udali się do pracy na plantacji Luwaka, wiemy że kawa ta nie jest już pozyskiwana od cywet dobrowolnie. Kopi Luwak to przemysł.
Tony Wild, człowiek po części odpowiedzialny za marketing Kopi Luwak, kiedy odkrył co naprawdę dzieje się na jej plantacjach, na łamach The Guardian powiedział, że żałuje, że kiedykolwiek przyłożył do tego rękę.
Koty, niegdyś dzikie, żyją teraz w ciasnych klatkach, niczym hodowlane kury. Są zestresowane, agresywne, walczą między sobą. Nienaturalne ilości kofeiny, które zmuszone są spożywać, mają ogromnie szkodliwy wpływ na ich zdrowie, przez co finalnie dość szybko umierają.
Nie nakarmilibyśmy swojego szczeniaka czy kotka niczym, co mogłoby im potencjalnie mocno zaszkodzić, prawda?
Co ciekawe, wysoka cena i dość osobliwy sposób pozyskiwania kopi luwak, wcale nie odstraszają amatorów kawy – wręcz przeciwnie. Z roku na rok zwiększa się jej sprzedaż i wzrasta zapotrzebowanie, co nakręca całą tą cywetową machinę.
Większość nabywców kopi luwak pochodzi z Japonii, Tajwanu i Korei Południowej.
W CZYM WŁAŚCIWIE JEST PROBLEM?
Oprócz wątpliwego dobrobytu zwierząt zaangażowanych w produkcję kopi luwak, niepokój budzi również brak jakichkolwiek prawnych regulacji dotyczących usuwania tych dzikich zwierząt z ich naturalnego środowiska. Nie ustalono jednego określonego gatunku, którego zastosowanie w systemie produkcyjnym owej kawy nie spowoduje jego zagrożenia. Nie istnieje też żadna konkretna baza danych, która mogłaby ustalić ilość żyjących osobników.
Tak więc, ani nie wiemy ile tych cywet konkretnie jest, ani ile i dlaczego już zdechło, co więcej – nie jesteśmy w stanie przewidzieć, kiedy poszczególne gatunki wyginą. Niezbyt mądre.
Od lat rynek kawy zalewa ogromna ilość podróbek Kopi Luwak. A najlepsze jest to, że tak naprawdę ciężko odróżnić czy mamy do czynienia z ziarenem wyjętym z kupy ssaka, czy po prostu z jakimś marketowym ziarenem niskiej jakości w ładnym „ekskluzywnym” opakowaniu.
Poszczególne łańcuchy rynku kopi luwak, nie są wcale transparentne (w przeciwieństwie do kaw segmentu specialty) co praktycznie uniemożliwia identyfikację produktów.
Czas na trochę prywaty.
Wcale nie bawi mnie fakt, że wolno żyjące zwierzaki są zamykane do klatek, narażane na utratę zdrowia i życia tylko i wyłącznie dla uciechy człowieka. To nie jest pożyteczne. To nie jest mądre.
Wcale nie bawi mnie też fakt, że koncerny zarabiają grube pieniądze na tym, że oszukują swoich klientów. Oficjalnie mówi się, że roczne zbiory Kopi Luwak to kilkaset kilogramów. Jak więc wytłumaczyć tysiące internetowych ogłoszeń oferujących tą kawę?
Nie bawi mnie to, że Kopi Luwak nie ma nic wspólnego z fair trade. Ludzie, którzy pracują przy jej produkcji, muszą własnoręcznie wybierać małe ziarenka z kocich odchodów, za śmiesznie małe wynagrodzenie, jeżeli w ogóle o jakiejkolwiek zapłacie możemy tutaj mówić. Kopi luwak upadla nie tylko zwierzęta, ale też ludzi.
Wybierz mądrzej!
Po więcej szczegółów i danych, przeczytaj:
https://www.theguardian.com/lifeandstyle/wordofmouth/2013/sep/13/civet-coffee-cut-the-crap