Wolisz kawę z Etiopii czy Brazylii? A może masz ochotę na Arabicę z Kostaryki lub Robustę z Indonezji? Obecnie przepyszna kawa z przeróżnych zakątków całego świata jest w zasięgu twoich kubków smakowych bez żadnych ograniczeń. Tego samego nie mogli jednak powiedzieć Amerykanie w czasie II wojny światowej, kiedy to kawa była racjonowana.
Wojna niejedno ma imię
Problem z dostępnością kawy w USA w latach 40. XX wieku wynikał z dwóch podstawowych przyczyn. Po pierwsze żegluga w czasie II wojny światowej była ograniczona, gdyż wszelkie dostępne statki kierowano do działań wojennych. Po drugie niemieckie łodzie podwodne patrolowały szlaki żeglugowe i zatapiały statki handlowe. W rezultacie na amerykański rynek trafiały mniejsze ilości kawy i to pomimo tego, że zarówno Brazylia, jak i inne kraje Ameryki Łacińskiej, biły rekordy w produkcji drogocennych ziaren.
Kawa dla wojska
Amerykanie błyskawicznie ustalili priorytety. Oczywistym wydawało się, że bez względu na sytuację, kawy nie może zabraknąć dla żołnierzy. A skoro jej podaż się skurczyła, ktoś musiał się poświęcić. Stąd pomysł racjonowania kawy. Od 29 listopada 1942 roku kawa była dostępna dla wszystkich obywateli na równych zasadach, przy jednoczesnym pierwszeństwie potrzeb wojskowych.
Co reglamentacja oznaczała dla niewojskowych miłośników kawy?
Początkowe zasady przyznały niecałe 0,5 kg kawy co pięć tygodni lub około 5 kg kawy rocznie wszystkim osobom w wieku powyżej 15 lat. Nie spotkało się to z entuzjazmem Amerykanów, którzy przed wojną wypijali średnio 10 kilogramów w skali roku. Dodatkowo 3 lutego 1943 r. ponownie zmniejszono ilość kawy przypadającą na jednego obywatela do niespełna 0,5 kg kawy na sześć tygodni. Poza tym, aby zachować ciągłość dostaw, konsumenci zostali poproszeni o rozłożenie zakupu kawy na okres sześciu tygodni, zamiast kupowania całej przysługującej racji na raz.
Kawowy dylemat
Reglamentacja kawy sprawiła, że kawosze w USA stanęli przed niezwykle trudnym dylematem. Mogli w dalszym ciągu cieszyć się wspaniałym smakiem kawy, przy założeniu, że będą pili ją rzadziej niż dotychczas. Mogli również zdecydować się na pewne zmiany, w wyniku których dalej mogliby pić taka samą liczbę filiżanek kawy co do tej pory, ale ucierpiałby na tym jej smak, aromat oraz moc. W przypadku tej drugiej opcji można było:
- zaparzać napój z mniejszej ilości kaw (np. płaska łyżeczka, zamiast czubatej, na filiżankę) oraz dodać do niej cykorii,
- podwójne zaparzać kawę, tzn. jedną porcji kawy parzyłoby się dwukrotnie,
- zmniejszyć wielkość jednorazowo wypijanej kawy.
Co gorsza, kawiarnie, które jeszcze do niedawna sprzedawały kawę w ramach „wielkiej dolewki”, która polegała na tym, że kawę zamawiało się raz, ale można było wypić jej tyle, ile dusza zapragnie, teraz ograniczały sprzedaż kawy do jednej filiżanki na klienta! Wprawdzie jedna z kawiarni oferowała drugą filiżankę kawy, ale trzeba było za nią zapłacić zawrotną kwotę 100 dolarów.
Powrót do normalności?
Chociaż Amerykanie popierali wkład własnych żołnierzy w działania wojenne oraz ze spokojem znosili coraz to nowe ograniczenia, to racjonowanie kawy okazało się bardzo niepopularne. Dlatego w lipcu 1943 r. prezydent Roosevelt ogłosił, że czas ograniczeń w sprzedaży kawy dobiega końca. Co ciekawe, kawa była pierwszym z racjonowanych produktów, który wypadł z listy reglamentacyjnej.